Szukaj
Opcje wyszukiwania

Szukaj na forum

Szukaj na Tibia.com

Moje Podróże autorstwa Ploch Pridestride (Volume 17)

Moje Podróże autorstwa Ploch Pridestride (Volume 17)


Lokalizacja: Port Hope
Po zebraniu zapasów w Port Hope natychmiast skupiliśmy się na następnym punkcie w naszych planach. Naszym celem było dotarcie do nawiedzonych ruin Drefii przy pomocy małych łódek, które pozwalały nam na pozostawanie blisko plaży, co ma duże zalety: podczas odkrywania wybrzeża możemy gromadzić zapasy i wodę w dżungli, jednocześnie unikając zdradzieckich raf znajdujących się na północnych wybrzeżu. Oczywiście to nadal będzie niebezpieczne i brawurowe przedsięwzięcie – inaczej zostałoby to zrobione wcześniej – jesteśmy jednak pewni, że jest to możliwe do wykonania. Rzeczywiście podróż zaczęła się bez przeszkód. Szybko przyzwyczailiśmy się do trudności związanych z linią brzegową a żaden z wielkich morskich potworów, które według plotek są plagą raf , nie został dostrzeżony. Pierwszym prawdziwym zagrożeniem, jakiemu stawiliśmy czoło była dość pospolita bestia występująca w dżungli, która – chociaż niebezpieczna – nie okazała się większym zagrożeniem niż zwierzęta napotkane podczas naszych wcześniejszych wypraw. Niemniej jednak nie spodziewaliśmy się, że cała prawdziwa dżungla obróci się przeciwko nam. Przygotowywaliśmy obóz w przecince, która wyglądała pokojowo, nawet sielsko. Po fakcie wiemy, że ten szczegół powinien nas zaalarmować, ale byliśmy wycieńczeni długą podróżą i postanowiliśmy odpocząć bez wcześniejszego przepędzania jakichś bestii z okolicy. Nagle kolce wystrzeliły ze wszystkich stron przecinki a poprzednio spokojna dżungla nabrała brutalnego życia. Rośliny, jakich nigdy wcześniej nie widzieliśmy, zaczęły gryźć nasze stopy z okrutną chciwością wygłodniałych hien. Zapanowała kompletna dezorientacja i panika, wszyscy krzyczeli i biegali. Kiedy wreszcie udało nam się wrócić do łodzi, większość sprzętu jaki mieliśmy ze sobą została stracona a wśród nas nie było ani jednej osoby, która nie odniosła obrażeń, niektórzy byli nawet zatruci. Spędziliśmy ciężką noc bezpośrednio na plaży i obudziliśmy się przemoczeni, cali pokryci piaskiem i solą, nasze rany paliły jak ogień. Postanowiliśmy jednak kontynuować naszą ekspedycje.